Golgota stragan

Wciąż jeszcze słychać echa zgorszenia, jakie wywołał spektakl "Golgota picnic". Dziwnie jednak, osoby wierzące, religijne nie czują się obrażane przez butelki na wodę święconą w kształcie Matki Boskiej, z dziurką w główce czy młynki do pieprzu w kształcie Jezusa Chrystusa.  Może przyzwyczailiśmy się do kiczu? Czy banał religijnych gadżetów, jakie chętnie nabywamy nie jest wyrazem banału naszej wiary? Czy  wypełniona święconą wodą"boziulka" z dziurką w głowie nie okazuje się jedyną pamiątką z pielgrzymki?
Poniżej tekst opublikowany niegdyś w tygodniku "Idziemy". 
Przeczytaj, zanim trafisz na stragan z dewocjonaliami!
 
 
Wiara na straganie

     Butelka na wodę źródlaną w kształcie Matki Boskiej z odkręcaną główką już nie budzi emocji. Na rynku jest już dostępna patelnia, na której można usmażyć naleśniki z podobizną Jezusa czy tenisówki z wizerunkami świętych.      Funkcjonuje nawet lista TOP10, czyli ranking dziesięciu najdziwniejszych gadżetów religijnych. Na jej szczycie znalazła się damska bielizna z wizerunkiem Madonny z Dzieciątkiem i odtwarzacz MP3 w kształcie krzyżyka.
     Granicę pomysłów na gadżety religijne wyznacza dzisiaj jedynie pytanie: "czy da się to zrobić?". Tak jak dawniej pojawiały się breloczki czy kubki z niewolnicą Isaurą i innymi bohaterami popularnych seriali, tak obecnie sklepy z pamiątkami i przykościelne stragany zalewają przedmioty z wizerunkami świętych. Designerzy młynków do pieprzu w kształcie figurek Jezusa i Maryi przyznają, że ich celem jest wywołanie uśmiechu u kupujących. Z takim zamysłem sprzedawcy sprowadzają je do swoich sklepów. Sol-niczki, pieprzniczki i popielniczki z wizerunkami, które dawniej spotykano jedynie w miejscach sakralnych coraz częściej znajdują miejsce wśród tzw. "śmiesznych gadżetów". Ceny do wyboru.
     - Żyjemy w sferze pomieszania sacrum i profanum - mówią liturgiści. Ofiarą tego stanu rzeczy jest nie tylko chrześcijaństwo. Dla wyznawców judaizmu projektanci gadżetów mają breloczek "Say Blessing", w którym jest zapisanych kilka przydatnych błogosławieństw. W Izraelu pojawił się telefon koszerny. Z funkcji współczesnych komórek posiada jedynie możliwość wykonywania połączeń. Zablokowano numery, które mogłyby narażać na grzech, a automatyczne połączenia w czasie Szabatu osiągały horrendalne ceny za minutę. Jest coś także dla zagorzałych ateistów - urządzenie przypominające suszarkę, które służy do symbolicznego "odwrócenia chrztu świętego".
     PAPIEŻ W ZEGARKU
     Gadżetów religijnych wciąż przybywa. Ostatnio mogliśmy być tego świadkami podczas beatyfikacji Papieża-Polaka. Mimo stanowczych apeli Watykanu, by nie wykorzystywać wizerunku Jana Pawła II do celów komercyjnych, już wiele dni przed uroczystościami policja zatrzymała chińskich handlarzy z podróbkami szwajcarskich zegarków i wiecznych piór z wizerunkiem Papieża. Nawet najdziwniejsze przedmioty mają swoich kupców. Są wśród nich osoby, które deklarują się jako wierzące. Teraz Lourdes podbija linijka z Jezusem puszczającym oko. Takie przedmioty kupuje się w sanktuarium. Są torby i zegary z twarzą Jezusa, a nawet tostery, które wypalają na pieczywie wizerunek Jezusa przypominający ten z Całunu Turyńskiego.
     Niektórzy socjologowie postrzegają religijną gadżetomanię jako współczesny wyraz pobożności ludowej, która nie odróżnia tego, co zasługuje na szacunek, od tego, co sztucznymi zabiegami zdobywa sobie respekt. Nie wszyscy się z tym zgadzają. Obecnie modna jest akcja "Nie wstydzę się Jezusa". Jej autorzy na specjalnie stworzonej stronie internetowej piszą: "Chcemy obudzić sumienia Polaków. Młodych i dojrzałych. Stań do walki z samym sobą!". Akcji towarzyszy rozdawanie breloków. Gadżet czy coś więcej? Akcja słuszna czy nie? Ten przykład ilustruje złożoność zjawiska, które jest nie tylko przejawem pobożności ludowej. Jest ona piękna i potrzebna, choć wyśmiewana przez pseudoautorytety moralne jako przejaw katolicyzmu zaściankowego. Jednak gadżetomania religijna idzie dalej
    Niektórzy radzą, by rozróżnić dwa pojęcia: dewocjonalia i gadżety. To drugie kojarzy mi się z nachalną promocją firm, a Kościół to nie firma, która dba o tanią reklamę i rynki zbytu. Nie wrzucajmy więc do jednego worka tych dwóch pojęć. Dewocjonalia to przedmioty kultu religijnego dostępne w ogólnej sprzedaży: krzyżyki, różańce, medaliki. Przecież istnieje specjalny obrzęd błogosławieństwa takich przedmiotów. To podnosi ich rangę! Jednak granica między dewocjonaliami a gadżetami jest bardzo cienka, trudno definiowalna. Nie utyskuję, że te przedmioty są obecne na rynku. Nie twierdzę, że ich używanie jest czymś złym. Wszystko zależy od intencji osoby kupującej i używającej takiego przedmiotu. Bo jeśli satanista kupi krzyż i wykorzystuje go do profanacji, czy jest to rzecz dobra? Jeśli ktoś nabędzie odtwarzacz MP3 w kształcie aniołka i wykorzystuje go do słuchania muzyki, czy to coś zdrożnego?- zastanawiają się duszpasterze.
     Prof. Zbigniew Bokszański, socjolog kultury z Uniwersytetu Łódzkiego przyznaje, że wizerunek Jezusa Chrystusa i Matki Bożej został strywializowany. Utraciliśmy dystans do zjawisk i postaci dawniej darzonych szacunkiem, także do najświętszych. To, co pierwotnie miało służyć rozwojowi pobożności, zaczęło służyć komercji na równi z wizerunkami popkulturowych gwiazd. "Jest to typowe dla społeczeństw demokratycznych, które obok wolności cenią równość" -przyznaje prof. Bokszański na łamach "Dziennika Łódzkiego".
     Zdaniem siostry Natanaeli Błażejczyk, konsultor Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Komisji Episkopatu Polski, przedmioty codziennego użytku nie licują z wizerunkami świętych. - To, co kiedyś tworzono na chwalę Boga, teraz służy biznesowi - mówi. - Równie dobrze można by umieszczać symbole sakralne na papierze toaletowym, ale czujemy, że byłoby w tym coś obrazoburczego. Myślę, że możemy tutaj mówić o obrażaniu uczuć religijnych. Jestem przeciwna takim gadżetom. Podobnie jak oleodrukom i innym kiczowatym formom przedstawiania sfery sacrum. Sztuka sakralna potrzebuje wzniosłej formy - dodaje.
     Znawcy sztuki sakralnej utrzymują, że dzieła człowieka wykorzystujące wizerunki świętych i symbole religijne powinny być łącznikiem między bytem a Bogiem, owocem mistycznego doświadczenia, do którego są zdolni jedynie niektórzy. Bo twórca nie może zniewalać innych swoim ludzkim wyobrażeniem o Świętym.
     KICZ NISZCZY DUCHA
     Zamieszanie z wykorzystywaniem wizerunków świętych i symboli wiary nie zaczęło się dzisiaj czy wczoraj. Obrazy i rzeźby nawiązujące do wiary chrześcijańskiej przeszły w kościele długą drogę. Pierwsze płaskorzeźby o treściach religijnych tworzono w katakumbach. O. Zbigniew Krysiewicz, dominikanin, zauważa, że człowiek nie mógł trwać wobec "empirycznie niewypowiedzianej pustki. Byłoby to nadludzkim wysiłkiem". Dlatego tworzył wizerunki.
     Chrześcijanie malowali winne grona, bochenki chleba, rybę, potem krzyże. W połowie VII wieku sobór w Trullo zakazał umieszczać znak krzyża na ziemi czy to w postaci mozaiki, czy malowidła, by nie deptać znaku zbawienia. Jednocześnie wierni szukali wizerunków Jezusa i Maryi. Popularność zdobył obraz, według tradycji "nieludzką ręką malowany", wizerunek Chrystusa na chuście. Legenda głosi, że sporządził go Ananiasz, sługa króla Abgara. Miał namalować portret dla swojego władcy, który zachorował na trąd. Kiedy jednak zobaczył Jezusa, wiedział, że nie da się odwzorować Jego majestatu i łaski. Jezus umył twarz, wytarł chustą i dal Ananiaszowi. Kiedy król Agar zobaczył wizerunek na niej, ozdrowiał.
     Wkrótce jednak obok prawdziwej pobożności pojawiły się nadużycia. Nie tylko uważano, że trzeba mieć bogato ozdobiony Kościół, ale zaczęto nawet malować postacie Jezusa i świętych na codziennych szatach. "Nierzadkie były sytuacje, kiedy ikon używano jako »świadków«w sądach lub też przynoszono obrazy na ceremonię chrztu, gdzie spełniały funkcję rodziców chrzestnych. (...) Wielu kapłanów sprawowało Mszę Świętą na ikonie zamiast na ołtarzu, inni zdrapywali wizerunki ze ścian i mieszali je z darami chleba i wina, podając potem wiernym jako »pełniejszą« Komunię świętą" - pisze Anna Ewa Guzik w książce "Historia Kościoła w pigułce". Wobec takich form pobożności musiał pojawić się sprzeciw. Spór o wizerunki świętych doprowadził w Kościele do konfliktu obrazoburczego. Przeciwnicy kultu obrazów niszczyli ikony, prześladowali i skazywali na śmierć ich czcicieli. Zwolennicy to samo czynili z tymi, którzy usuwali obrazy ze świątyń. W końcu papież Grzegorz III zwołał w Rzymie sobór, który orzekł, że nie może należeć do Kościoła ten, kto znieważa wizerunki świętych.
     Pierwsza oficjalna nauka Kościoła dotycząca kultu obrazów sięga 787 roku. Na Soborze Nicejskim II w kwestii sporządzania obrazów odwoływano się do tajemnicy Wcielenia. Skoro Bóg stał się człowiekiem, można go przedstawiać na obrazach. Ikonom należy się cześć i szacunek, ale nie uwielbienie, bo ono przysługuje jedynie Bogu.
     Z czasem obok obrazów i wielkich dzieł sztuki zaczęły masowo powstawać dewocjonalia i pamiątki o tematyce sakralnej. Mimo mniej podniosłej formy, i one miały służyć pobożności i szerzeniu kultu, prowadzić do spotkania ze Stwórcą. W tę dziedzinę wdarł się jednak kicz, który koneserzy sztuki definiują jako deformację pozbawioną smaku poznania prawdy i piękna. I wdarła się komercja, której pokłosiem są religijne gadżety. Dlatego świadomy chrześcijanin XXI wieku powinien im się przeciwstawiać. "Bo dzieło sztuki sakralnej - pisał Thomas Merton - musi być autentycznie duchowe, prawdziwie wierne tradycji, żywe artystycznie. (...) Jeśli dzieło sztuki religijnej nie ma tych podstawowych cech, pozostaje martwe. Taka sztuka jako przedmiot kontemplacji i upodobań jest podobna do zepsutej strawy, a żywienie się nią ma złe skutki duchowe".


Monika Florek-Mostowska

Tekst pochodzi z Tygodnika

21 sierpna 2011