Ciekawe rozmowy

Dreszcz czystości
Rozmowa z Dawn Eden, amerykańską dziennikarką z “New York Daily News” i autorką książki “Dreszcz czystości“.

- Mając 31 lat i burzliwe życie seksualne za sobą, postanowiła Pani z niego zrezygnować aż do czasu małżeństwa. Dlaczego podjęła Pani taką decyzję? Przypuszczam, że dla kobiety, dla która już wcześniej zakosztowała przyjemności z seksu to trudne doświadczenie.
- Ta decyzja była ogromną zmianą w moim życiu. Nie dlatego, że nie mogłam żyć bez seksu, ale dlatego, że uważałam, że seks jest jedynym sposobem, żeby wyjść za mąż, że to rodzaj przynęty. Byłam przekonana, że kiedy już obok mnie pojawi się właściwy mężczyzna, seks z nim będzie jedyną drogą, żeby przywiązał się do mnie emocjonalnie, będzie siłą w walce o miłość. Myśl o pozbyciu się go z mojego arsenału broni przerażała mnie, ponieważ byłam przekonana, że pozostanę bez środków do tego, żeby przyciągnąć do siebie mężczyznę, który zakocha się we mnie na zawsze. Byłam świetną studentką” kultury popularnej, która dała nam seks w wielkim mieście i mnóstwo filmów romantycznych. Ta kultura uczy nas, że nikt nie będzie nas kochał za to, że jesteśmy, ale za to, co robimy, za nasze umiejętności i osiągnięcia. Dlatego szukamy rad w czasopismach, które mówią nam, jak udoskonalać nasz seks. Boimy się, że jeśli nie będziemy posiadać technicznych umiejętności w sypialni, nie będziemy kochani. Tymczasem wcale tak nie jest. Seks poza małżeństwem stwarza jedynie iluzję ciepłych relacji, daje nadzieję na miłość, bez pokrycia. Postanowiłam zrezygnować z seksu do czasu małżeństwa, ponieważ odkryłam chrześcijaństwo. Ono pozwoliło mi po raz pierwszy w życiu uwierzyć, że jestem kochana przez Boga. Bezwarunkowo. To był skok w wiarę. W znacznym stopniu zbudował on moje poczucie własnej wartości. Teraz czuję, że to porządkuje moje relacje z innymi, nie tylko z mężczyznami, ale także z przyjaciółmi i rodziną.

- Dlaczego “skok w wiarę” kazał Pani zrezygnować z seksu?
- Zrezygnowałam z seksu do czasu małżeństwa, z seksu przygodnego, bez stałej relacji, dlatego, że taki seks nie daje poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, miłości, której wszyscy pragniemy. Jest jedynie nieudaną próbą poszukiwania tych wartości. Prawdziwa miłość, która zaspokaja te potrzeby i daje poczucie spełnienia musi rozwijać się w trwałym związku, w oparciu o wierność, bo człowiek to nie tylko ciało i do szczęścia nie wystarczy nam tylko przyjemność zmysłowa. To oczywiste, ale we współczesnych czasach “kultury ciała” mało kto rzeczywiście ośmiela się zanegować, że przyjemność seksualna i orgazm nie jest wartością najwyższą. Chrześcijaństwo pokazuje, że człowiek potrzebuje do pełnej realizacji siebie nie tylko przyjemności zmysłowej. Nie neguje jej, bo ciało jest częścią człowieka, ale tylko częścią. Źle jest kiedy człowiek koncentruje się tylko na duchu, ale źle także, kiedy skupia się na ciele. Seks przedmałżeński czy tzw. seks bez zobowiązań wynika z tego drugiego i wiele kobiet doświadczyło, że był on przyczyną niemałego wewnętrznego rozbicia.

- W swojej książce rozróżnia Pani abstynencję” od seksu i czystość. - Abstynencja ma zabarwienie negatywne i oznacza po prostu nie korzystanie z seksu. Czystość brzmi pozytywnie, jest cnotą, a to oznacza, że otwiera na świat, na innych ludzi, nie ogranicza. Czystość uzdalnia do tego, żeby swoje afekty, emocje ustawić we właściwym porządku. I w konsekwencji, żeby kochać w pełni i odpowiednio do relacji. Każda miłość ze swojej natury jest trwała i stała. Jeśli przemija, to oznacza, że nie była miłością, ale fascynacją, zauroczeniem lub zwyczajnym “wieszaniem się na kimś” z lęku np. przed samotnością. Jednym z przejawów okazywania miłości między kobietą a mężczyzną jest miłość cielesna. Nie jest ona jednak pełnią, całością relacji między dwojgiem ludzi. Dlatego najlepszym sposobem wyrażenia miłości cielesnej jest życie w małżeństwie, ponieważ tylko małżeństwo może być trwałym darem jednej osoby dla drugiej i otrzymywać to samo w zamian. Seks jest tylko fleszem. Poza nim istnieją inne sposoby wyrażania miłości. Odkrycie ich daje wielką radość życia. Tak dla czystości oznacza nie dla seksu pozamałżeńskiego. Mówimy nie mniejszej przyjemności, mówiąc tak czemuś nieporównywalnie większemu. Mówiąc współmałżonkowi tak w przysiędze małżeńskiej, mówię nie wszystkim innym.

- Czystość czyli wstrzemięźliwość seksualna według Pani bardziej wartościowa niż satysfakcja seksualna? Taki pogląd wydaje się przestarzały i zupełnie nieprzystający do współczesnego życia.
- Obecnie wielu młodych ludzi jest przekonanych, że partnera trzeba sprawdzić pod względem seksualnym przed ślubem, bo dzięki temu małżeństwo będzie trwałe. To uczy, że partnera łatwo możemy zastąpić kimś innym. Czystość tymczasem pokazuje, że każdy człowiek zasługuje na trwałą miłość i szacunek, i nikogo nie powinno się wypróbowywać jak parę butów. Wcześniej nie miałam takiej świadomości. Byłam przekonana, że istnieją dwa akceptowalne rodzaje seksu: seks bez miłości i seks z miłością. Seks z miłością jest lepszy, ale jeśli miłość jeszcze nie rozkwitła albo nie zamierza rozkwitnąć, można uprawiać seks dla przyjemności. Kiedy odkryłam chrześcijaństwo, zrozumiałam, że wstrzemięźliwość seksualna nie służy pozbawianiu człowieka przyjemności, ale chroni go przed rozterkami, zranieniami psychicznymi, odrzuceniem, niespełnieniem. Seks bez poczucia przynależności i perspektywy na trwały związek tylko rozbija psychicznie, dezintegruje. Niejednokrotnie odczułam to na sobie. Inspiracją do zmiany była dla mnie teologia ciała Jana Pawła II, którą poznałam z książki Christophera Westa Good News About Sex and Marriage. Jan Paweł II pisał o tym zanim został papieżem w książce Miłość i odpowiedzialność. Te lektury uświadomiły mi, że prawdziwe szczęście daje człowiekowi jedynie trwała miłość. I tylko wtedy akt seksualny jest autentyczny. Oddanie siebie komuś seksualnie bez powierzenia mu swojego życia jest oszustwem. Ja chcę być autentyczna w każdym swoim działaniu, szczególnie w miłości, która jest najważniejsza. Dlatego nie chcę więcej podejmować działań seksualnych, które nie są wiarygodne.

- Jak Pani rozumie słowo miłość”?
- Miłość we współczesnej rzeczywistości jest rozumiana jedynie jako zakochanie, chemia, gra hormonów, odczuwanie pożądania. Tymczasem chrześcijaństwo pokazuje nam, że miłość to coś znacznie więcej, to postawa otwarcia i akceptacji wobec drugiego człowieka, pragnienie dla niego dobra, wola i świadomy wybór, że chcemy trwać przy tej osobie, której ślubowaliśmy miłość i wierność.

- Te słowa brzmią pięknie, ale czy takie podejście nie kłóci się z fizjologią człowieka? Nie sądzi Pani, że rezygnacja z seksu nie jest naturalna dla młodej kobiety, takiej jak Pani? Może Pani spycha swoje pragnienia seksualne do podświadomości i kiedyś eksplodują one z większą siłą niż kiedykolwiek w przeszłości?
- Pożądanie seksualne nie pozostaje w próżni. Nie jest czymś, co można odrywać od innych sfer naszego życia, od emocjonalności i intelektu i realizować je z kimkolwiek. Jeśli tak by było, uważalibyśmy za normalne uprawianie seksu z listonoszem, kasjerką w supermarkecie, nieznajomym, który wyszedł na spacer z psem czy kimkolwiek innym, kogo spotykamy na swojej drodze. Nie spycham swoich pragnień seksualnych do podświadomości, ale raczej zdaje sobie sprawę z tego, że mam je zrealizować z wyjątkową osobą, moim przyszłym mężem. Realizacja pragnienia seksualnego z kimś, z kim nie mogę być na stale jest znacznie bardziej frustrująca niż czekanie na zrealizowanie go we właściwym momencie.
Co do eksplozji pragnień seksualnych, to mogą one eksplodować w niekontrolowany sposób tylko wtedy, kiedy ktoś udaje, że ich nie ma. Ja wiem, że jestem zdolna do wyrażania siebie w seksie i świadomie wybieram, że nie będę tego robić, aż do czasu małżeństwa.

A co Pani zrobi, jeśli spotka Pani mężczyznę, którego Pani pożąda i który pożąda Pani?
Będę szczęśliwa, kiedy to się zdarzy. Nie będę mogła się doczekać, kiedy oddam mu swoje serce i swoje ciało po tym jak złożymy sobie przysięgę przed Bogiem.

Czeka Pani na dreszcz czystości? Co właściwie znaczy dreszcz czystości? Jak czystość może wywoływać dreszcz?
Czystość wywołuje dreszcz, ponieważ jest otwartą walką z ograniczeniami, jakie współczesne społeczeństwo i nasze własne lęki nakładają na naszą zdolność do miłości. Kiedy przestajemy kierować się pożądaniem seksualnym, uwalniamy miłość od fałszywych przymiotów, jakie współczesne społeczeństwo jej przypisuje, że miłość to pożądanie i spełnienie seksualne. Dzięki temu nie ulegamy iluzji, która prowadzi do frustracji, samotności i zgorzknienia.

Nie obawia się Pani, że nie znajdzie Pani męża z powodu swojego podejścia do seksu?
Patrzę na to inaczej. Jeśli myślę o małżeństwie, to takim, które będzie na całe życie. Wtedy mężczyzna, z którym się zwiążę będzie mnie kochał nie za to, co robię, ale za to, kim jestem. Seks przedmałżeński może pomóc mi znaleźć męża, ale nie pomoże mi znaleźć właściwego męża. Jeśli dla mężczyzny seks jest ważniejszy niż przysięga trwałej miłości, to czy będzie mnie kochał wtedy, kiedy nie będę już atrakcyjna seksualnie? Wolałabym wcale nie wyjść za mąż niż poślubić mężczyznę, który nie potrafi kochać, okazywać szacunku i kontrolować swoich popędów.
Nie jestem jednak osobą, która nakłada na seks jakieś szczególne ograniczenia. Uważam tylko, że najbardziej niedoskonały technicznie seks w małżeństwie jest bardziej satysfakcjonujący niż najbardziej wyrafinowany seks pozamałżeński, ponieważ nie towarzyszy mu lęk. Seks w małżeństwie nie zawsze musi być technicznie wyrafinowany, wbrew temu, co wpaja nam współczesna kultura. Nie ma znaczenia, w jaki sposób ludzie okazują sobie miłość cielesną. Jako małżonek każdy chce dawać i otrzymywać przyjemność seksualną, więc jest zmotywowany do działania. Jednocześnie każdy z małżonków ma pewność, że mimo słabszej formy jednej nocy, osoba, którą kochasz nazajutrz, i każdej kolejnej nocy nadal. będzie obok. To jest prawdziwe spełnienie seksualne.

Spotkała Pani w swoim życiu mężczyznę, dla którego czystość jest tak samo ważna jak dla Pani?
Tak, spotkałam wielu takich mężczyzn. Kiedy zaczyna się żyć w czystości przyciąga się ludzi, którzy doceniają czystość. To nie oznacza, że wszyscy, którzy zwracają na mnie uwagę sami zachowują czystość. Odkrywam jednak, że osoby, które pragną zachować czystość przedmałżeńską naprawdę istnieją i jest ich więcej niż możemy sobie wyobrazić.


***



Rozmowa z Eve Feindler, psychologiem z Long Island University, współautorką Treningu Zastępowania Agresji.


Wprost: Skąd się bierze agresja?
Eve Feinler: Agresja zawsze istniała. To naturalny instynkt, niezbędny do rozwiązywania konfliktów, do walki o zasoby. Nad agresją trzeba jednak panować, nie pozwalać jej dziko się rozwijać. Na razie od pokoleń nadal niejako dziedziczymy agresywne, przemocowe zachowania. Dawniej stosowanie przemocy w rodzinie było normą, nikogo specjalnie nie dziwiło, że mąż bije żonę czy dzieci. Teraz nadal takie zachowania nie są rzadkie. Dzieci uczą się przemocy od swoich rodziców, bo rodzinie, w której panuje przemoc widzą, że stosowanie jej jest sposobem rozwiązywania problemów. Do agresji przyczynia się także nadopiekuńczość rodziców. Dzieci, którym niczego się nie odmawia i mają wszystko na zawołanie
Często też rodzice radzą dzieciom: “walcz o swoje”, bądź przebojowy”, “nie daj się”. Przedstawiają dziecku życie jako nieustanną walkę. Dziecko wówczas zakłada, że wszystkie dzialania są skierowane przeciwko niemu i jest przekonane, że agresja jest właściwym sposobem zachowania relacji z innymi.
W ten sposób rozwijają w nim skłonność do agresji. Wtedy łatwo będzie mu wybuchać gniewem i stosować przemoc wobec innych.

Na początku XXI w. w naszym życiu wciąż jest zbyt dużo przemocy, zarówno fizycznej jak i psychicznej i raczej trzeba uczyć się nad nią panować niż ją podsycać. A jeśli rodzic w domu chwali dziecko za przemoc, mówiąc: “świetnie, że oddałeś koledze”, dziecko zacznie odczuwać satysfakcję ze stosowania przemocy. Wtedy można nie mieć wątpliwości, że w przyszłości nie będzie panowało nad swoim gniewem i będzie wybuchało agresją nie tylko w stosunku do rówieśników, ale także do rodziców, a potem do żony czy męża. Niebezpieczne jest także, kiedy rodzice pozwalają wyladować dzieciom agresję na poduszce czy worku treningowym. Badania wykazują, że kiedy pozwolamy dziecku wyładować agresję na poduszce, potem, kiedy wypuszczamy je na pdoworko, dziecko bije dalej. Tak rodzą się zachowania aspołeczne.

- Ale przecież nie każdy, niezależnie od warunków w jakich się wychował ma jednakową skłonność do agresji.
- Tak. Ważna jest wewnętrzna reaktywność, zapotrzebowanie na stymulację. Im jest ono wyższe, tym większa gotowość do agresji. Dowiedziono także, że im większa identyfikacja ze swoją płcią tym niższy jest poziom agresji, ale gotowość do agresji jest kluczowa. Jest ona znacznie wyższa u osób, które mają problem z kontrolowaniem złości i wybuchają, kiedy nie zostaną spełnione ich oczekiwania.

- Jak rodzi się agresja?
- Mówi się, że niektóre dzieci rodzą się z trudnym charakterem. Takie dzieci właśnie mają wyższe niż inni zapotrzebowanie na bodźce. Są nadwrażliwe, nie można w ich pokoju np. odkurzać, bo się boją, podczas, gdy inne niemowlęta mają mocny sen i tego nie słyszą. Większość dzieci po przebudzeniu w nocy jest w stanie ponownie zasnąć, ma wrodzoną umiejętność uspokojenia się. Dzieci nadwrażliwe - nie. Potrzebują one pomocy, żeby się wyciszyć. Na poziomie fizjologicznym nie potrafią regulować swoich emocji, co potem wiąże się z brakiem kontroli nad emocjami. Matka musi takiemu dziecku poświęcac dużo czasu, więc czuje się zfrustrowana. Jednocześnie niemowlę w subtelny sposób odczuwa reakcje matki, jej frustrację, rozczarowanie, wręcz dystans. W efekcie czuje się odrzucone. To osłabia więzy między nim a matką. A dobre więzy z matką są podstawą późniejszego prawidłowego rozwoju emocjonalnego.
Później kiedy takie dzieci zaczynają chodzić, są aktywne, nie potrafią panować nad swoimi zachowaniami. Rodzice nieustannie zwracają się do nich za pomocą nakazów i zakazów: “nie wrzeszcz, nie biegaj!” W szkole takie dziecko ma problem z przestrzeganiem zasad obowiązujących w grupie. Naraża się nauczycielom. W efekcie często jest wypraszane z klasy, karane. Nie lubią go rówieśnicy, bo jak wykazują badania, dzieci chcą postępować właściwie i nie chcą trzymać z kimś, kto ma kłopoty. W efekcie takie dziecko zniechęca się do szkoły, bo jest ona źródłem frustracji. To druga fala odrzucenia: przez rówieśników. Takim osobom trudno jest zbudować poczucie wartości i pewności siebie. Gorzej się uczą. Ponieważ na ogół nie mają kolegów w klasie, przyjaźnią się z innymi odrzuconymi dziećmi, tworzą “paczki”. W wieku gimnazjalnym i licealnym młodzież musi dać upust swoim pomysłom. Osoby w tym wieku mają wspaniałe pomysły i wielkie marzenia, ale młodzież agresywna źle sobie radzi w szkole, nie ma zajęć pozalekcyjnych, kółek zainteresowań, trzyma z podobnymi do siebie dlatego dając upust swoim pomysłom podejmują zachowania nawet kreatywne, ale jednocześnie ryzykowne i aspołeczne.

- Czy do agresji może się przyczynić także brak poczucia bezpieczeństwa?
- Tak, i to nie tylko w młodszym wieku. Rodzice błędnie uważają, że gdy ich dziecko ma 10 czy 12 lat już nie trzeba go kontrolować. Musimy być obecni w życiu nastolatków, chociaż sobie tego nie życzą. Gdy nastolatek wraca ze szkoły, pytamy jak było, a on odpowiada jednym słowem “dobrze” i zamyka za sobą drzwi do pokoju, nie powinniśmy wysnuwać wniosku, że jesteśmy niepotrzebni. Dzieciom nie zależy na długich pogadankach, ale na świadomości, że rodzice są w domu i są obecni w ich życiu.

- Często bywa tak, że rodzice i dzieci wzajemnie podsycają w sobie agresywne zachowania.
- Kiedy matka wola dziecko na obiad, a ono nie przychodzi, w końcu wrzeszczy: jeśli natychmiast nie przyjdziesz, będziesz miał zakaz gry na komputerze. Uzyskuje efekt i ma przekonanie, że dziecko słucha jej tylko wtedy, gdy na nie krzyczy. Dziecko z kolei nie reaguje, dopóki nie usłyszy podniesionego tonu, bo tak się nauczyło. Co gorsze, tak samo postępuje z matką. Kiedy matka gotuje obiad, dziecko krzyczy: chce ciastko i otrzymuje odpowiedź: nie dostaniesz, bo zaraz będzie obiad, rzuca się i placze. Wtedy matka mówi: masz ciastko i daj mi spokój. W ten sposób wzmacnia w dziecku agresję.

- Czy powstrzymywanie złości może pohamować agresję?
- Nie zawsze złości towarzyszy agresja. Złość jest emocją. Nie przyznajemy się do niej, bo jest negatywnie obciążona, ale doświadczamy jej codziennie. Jest ona czymś naturalnym. W odróżnieniu od smutku pobudza nas do działania, daje nam siłę, żeby stawić czoło problemom. Ponadto z jej pomocą zdobyć uwagę innych. Wystarczy coś powiedzieć tonem hamowanej złości, by uzyskać uwagę. Bywa, że złość jest uzasadniona i trzeba ja wyrazić, ale trzeba nauczyć się ją wyrażać. Kiedy dziecko mówi: nienawidzę brata, a matka mówi: to nie prawda, zaprzecza złości. Przykrywa ją, zamiast porozmawiać o tym, co rzeczywiście się w dziecku dzieje. Nie można negować złości. Wszystko zależy od tego, co z nią dalej robimy.

- Czy do wzrostu poziomu agresji może się przyczyniać sytuacja społeczna na świecie?
- Z pewnością przyczynia się do tego indywidualizacja życia społecznego. Coraz słabiej potrafimy ze sobą kooperować. Stawia się na rozwój jednostki. Konkurujemy, ścigamy się ze sobą, a zapominamy o współpracy. Z jednej strony coraz wyraźniej zauważamy agresję i organizujemy kampanie społeczne przeciwko przemocy. Z drugiej strony mamy coraz więcej źródeł, z których możemy się uczyć agresji, choćby takich jak media, filmy, gry komputerowe czy polityka. Warto zauważyć, że w kulturach wschodnich, tam gdzie istnieje tradycja współpracy, np. w Japonii, nie ma tak wysokiego wskaźnika przemocy.

- Jak można pozbyć się agresji?
- Nie trzeba się jej pozbywać. Nie wyzbędziemy się agresji z debat politycznych, bo to naturalny instynkt, ale niejako nią zarządzać. Trzeba uczyć ludzi innego rozwiązywania problemów niż przemoc. Umiejętność opanowania emocji stała się nową cnotą.

- Jak się nauczyć panowania nad złością i agresją?
- Uznajemy, że złość ma aspekt fizjologiczny, behawioralny i poznawczy. Podczas Treningu Zastępowania Agresji działamy w tych trzech obszarach. Uczymy słuchać, wyrażać swoje uczucia, rozumieć uczucia innych, uczymy negocjacji, konstruktywnego skladania skarg, kształtujemy umiejętności towarzyskie i prospołeczne, uczymy wnioskowania moralnego. Za pomocą scenek odgrywanych przez uczestników terapii pod okiem trenera uczymy zarówno rodziców jak i dzieci, w jaki sposób radzić sobie z codziennymi problemami i konfliktami nie używając przemocy.