Dodawanie zła do zła



 "Sprawa prof. Chazana" - tak nazwijmy całe zjawisko - wyraźniej niż dotychczas pokazuje nam, w jakim punkcie rozwoju cywilizacji jesteśmy, my Europejczycy. Może warto się nad tym zastanowić, zanim ekskomunikujemy prezydent Warszawy, Hannę Gronkiewicz-Waltz. Spójrzmy na tę sytuację inaczej. Chrześcijaństwo samo przyczyniło się do sekularyzacji społeczeństwa. Pojmowanie Boga jako transcendentnego spowodowało oddzielenie sacrum od profanum.  W odróżnieniu od innych religii, przyroda nie miała dla chrześcijan statusu sacrum. To stworzyło przestrzeń do swobodnej aktywności człowieka. Został wyeliminowany pierwiastek mitologiczny i magiczny. Jednak uwolniona przestrzeń nie została wypełniona czymś, co można  by uznać za autentycznie chrześcijańskie. Jak zauważa czeski teolog, Tomas Halik, zapanował świecki humanizm, który był przetransformowaną przez oświecenie postacią chrześcijaństwa, "coraz węziej pojmowany, utylitarnie manipulacyjny, naukowo-techniczny racjonalizm". Do "dzieci moderny" teolog zalicza zarówno liberalizm, jak i antyliberalne reżimy totalitarne XX wieku. Friedrich Gogarten rozróżniał "sekularyzację" i "sekularyzm". Sekularyzację definiował jako rozwój społeczno-kulturalny, wspomagający suwerenność i odpowiedzialność człowieka. Rozwój ten uważał za owoc wiary, chrześcijańskiego "odczarowania świata". Za taki stan świata chrześcijanie powinni przejąć odpowiedzialność i w nim przeżywać swoją wiarę. Powinni "wytrzymać świeckość świata". Nie dążyć do chrystianizacji kultury, do jej reżyserowania, ale być partnerem dla świeckości kultury. Ludzki, zeświecczony świat powinien jednak zachować otwartość w swoich ostatecznych pytaniach. Taka postawa pozwala chrześcijaństwu stawać się świadectwem w partnerstwie, a nie z poczuciem wyższości wysyłać wszystkich, którzy myślą inaczej do piekła. 
Sekularyzm według Gogartena, stanowi degenerację sekularyzacji, w którym świat zasłania "sakralny" welon ideologii. Sekularyzm więc odrywa sekularyzację od jej chrześcijańskich korzeni i prowadzi do "autarkicznego indywidualizmu", w którym "człowiek nie poczuwa się już do żadnej odpowiedzialności, staje się manipulatorem, bezwzględnym konstruktorem swojego świata, przyrodę uważa tylko za materiał do budowy swego domu, sam zaś stawia się w pozycji bóstwa". Czy nie w sekularyzm właśnie wpisuje się sprawa prof. Chazana? Niestety, sekularyzm zaburza jasność myślenia i podpowiada fałszywe rozwiązania. Uśmiercanie czyni alternatywą dla cierpienia. Wyciąga fałszywy wniosek, twierdząc, że "ważniejsze było sumienie lekarza niż dobro pacjentki". A czy lekarz odmawiając aborcji chciał źle dla pacjentki? Czy, gdyby dokonał aborcji, byłoby to wyrazem troski o pacjentkę? W myśl sekularyzmu - tak. W myśl autarkicznego indywidualizmu - tak. W myśl egoizmu - tak. W myśl odpowiedzialności za życie i szacunku do człowieka - nie. 
Przytacza się argument, że dziecko żyło tylko tydzień. Czy to argument za tym, żeby je zabić? A dlaczego miało nie żyć nawet te kilka dni? Bo gdybyśmy nie widzieli jego śmierci, gdyby nastąpiła ona w zaciszu gabinetu,  to by jej nie było? Czy nie zachowujemy się jak dziecko, które zasłania sobie oczy i mówi: "nie ma mnie"? Zamach na życie, nawet w imię szczytnych idei, nieodwracalnie burzy porządek międzyludzki. A cierpienie zmusza do myślenia, czasami wywołuje krzyk rozpaczy, a czasem budzi pokorną wiarę. Dotyka sedna istoty człowieka, prowokuje pytania skierowane do Boga, rodzi spór z Bogiem. To wciąż jednak nie są argumenty za uśmiercaniem. Jak pisze Piotr Aszyk SJ, zamach na ludzkie życie w obliczu cierpienia jest dodawaniem zła do zła. "W cierpieniu nie chodzi o zwycięstwo, często bowiem przegrywamy, ale przegrywamy podwójnie lub wielokrotnie, gdy uciekamy się do niegodnych metod uporania się z nim". 
Dla współczesnego świata, nasiąkniętego sekularyzmem, te argumenty pewnie nie są przekonujące. Trzeba jednak nieustannie się zastanawiać, dlaczego one do niego nie docierają. Przed nami, chrześcijanami nie lada wyzwanie: nauczyć się żyć w świecie radykalnego pluralizmu i nie zeświecczyć swojej wiary.